Każdy powinien choć raz do roku wyjechać na wakacje - choćby tylko na jeden weekend. Tym bardziej, że pracuje przez cały rok, a dokładnie uprawia agility oraz uczy się nowych sztuczek. Wzięłam Saszę na jej pierwsze kilkudniowe wakacje! No bo w końcu psom pracującym należy się błogi lub aktywny wypoczynek, na którym zregeneruje się na nowy, nadchodzący sezon.
Na początku naszej wycieczki, w czwartek 30 lipca, wyjechałyśmy do Piekar śląskich do mojej kuzynki. Wyjechaliśmy przed osiemnastą, a dojechaliśmy o dziewiętnastej. Godzinna podróż samochodem przebiegła znakomicie. Sasza przez całą drogę spała i na szczęście nie musieliśmy robić żadnych przerw i postojów w trakcie jazdy. Od razu po dodarciu do Piekar, wybrałyśmy się na półtora godzinny, podwieczorny spacerek na piekarski tzw. " kopiec". Kiedy byłyśmy w okolicach kopca, zobaczyłam naprawdę niecodzienny widok ( a może i codzienny... ) - bliźniaczkę Saszy! Suczki były do siebie tak podobne, aż bałam się, że Saszkę sklonowali! Jack russellka ta nazywała się Kropka. Dziewczyny znalazły wspólny język, chyba zrozumiały, że są tej samej rasy. Niestety Kropka nie pochodziła z tej hodowli co Sasza, była ponoć kupiona w Czechach. Teraz czas na zadanie, która z suczek przedstawionych na fotografii poniżej to Sasza, a która to Kropka? Jeżeli znacie Saszowe szelki to na pewno domyślicie się :p
Piątek, godzina 5:00
Wreszcie udało nam się odpowiednio wcześnie wstać i wraz z kuzynką powtórnie chciałyśmy się wybrać na kopiec lecz kiedy już byłyśmy w pobliżu zaczęło kropić. Musiałyśmy wrócić się bardzo żałując, ponieważ miałam tam kręcić sceny do wakacyjnego filmiku. Z kopca do domu kuzynki jest około 20 minut drogi na piechotę, postanowiłyśmy, że na polu, na którym rośnie zboże porobimy kilka fotek na pamiątkę krótkiego pobytu w Piekarach :)
Piątek, godziny 8:00-13:00
Przed ósmą, po spacerze pojechałyśmy do Tarnowskich Gór, do babci mojej kuzynki. Oczywiście na samym początku musiał odbyć się pokaz sztuczek, bo każdemu bardzo podoba się Sasza i jej umiejętności. Po sztuczkach dużo spacerowałyśmy, miałyśmy się również spotkać z Wiktorią i Kingiem, ale nie miałyśmy się jak dostać do centrum, a na piechotę to było dosyć daleko. Następnie porobiłam kilka portretów Saszy i musiałyśmy już wracać do Piekar po walizki i pozostałe akcesoria Saszy, aby jak najprędzej wyjechać do Kamesznicy, w góry.
Piątek, godziny 14:00 - 20:00
Do Kamesznicy z Piekar wyjechałyśmy koło godziny czternastej. Podróż trwała prawie trzy godziny, a więc była to jej najdłuższa w życiu podróż samochodem. Na szczęście przez całą podróż mała spała.
Po przyjeździe oczywiście musiałyśmy wyjść na spacer, prawie dwugodzinny. Dodatkowo wybrałyśmy się nad pobliską rzeczkę. Zamierzałam tam nauczyć Saszę aportu wodnego oraz próbowałam przełamać jej lęk przed wejściem do wody, jednak w tym wypadku jej przygoda z wodą była nadal taka sama, bez choć drobnych sukcesików.
Sobota, godzina 10:00
W sobotę wstałam bardzo późno, o dziewiątej. Za nim zjadłam śniadanie i ubrałam się była już dziesiąta i właśnie o tej godzinie wraz z kuzynką poszłyśmy do nowo otwartej bacówki z oscypkami. Przed bacówką Sasza zobaczyła " takie coś" jak koza, która bardzo ją zaciekawiła.
Do bacówki na szczęście można było wejść tam z psem, gdzie porobiłam w jej wnętrzu kilka fotek, specjalnie dla Was :)
Kiedy zaczęłam jeść oscypki Sasza oczywiście patrzyła na mnie z zaciekawieniem, co natchnęło mnie do zrobienia tego zdjęcia:
Kiedy wreszcie przerwa w bacówce dobiegła końca w drodze powrotnej zahaczyłyśmy o rzekę. Chciałam jeszcze raz przekonać Saszę do wody. Nastąpił mały sukcesik, mała weszła do wody ( oczywiście tam gdzie płytko ) i usiadła na wodzie, kiedy wydałam jej komendę. Sasza zamoczyła tyłeczek!
Sobota, koło godziny 17:00
Powtórnie poszłyśmy nad rzekę, ale nie było tak cudownie jak przedtem. Znowu nie chciała wejść do wody. Poszłyśmy na tzw. " wysepkę kamienistą" i nakręciłyśmy sceny do wakacyjnego filmiku.
Sobota, po godzinie 21:00
Wtedy przyszła pora na grilla, gdzie Sasza była w siódmym niebie widząc kiełbaski, jednak nie mogła dostać ani kęsa, obrażona stanęła koło ławki, a ja sięgnęłam po aparat. Na grillu kończymy sobotę, pierwszego sierpnia, czyli drugą połowę wakacji :(
Niedziela, godzina 7:00 rano
Udało nam się wstać przed siódmą, wyszłyśmy na spacer, podczas którego uchwyciłyśmy kilka scen do nowego filmiku. Porobiłam również kilka zdjęć w ruchu, głownie Saszę biegającą po łące.
Niedziela, godzina 15:00
Wraz z kuzynką i psem wybrałam się po lody. w drodze powrotnej spotkała nas bardzo nieprzyjemna sytuacja. Zacznijmy od początku. Nagle nie wiadomo skąd na środek ulicy wbiegła kura. Sasza była na smyczy lecz kura ( myślałam, że ucieknie, na nasz widok ) zbliżała się do Saszy. Niespodziewanie Sasza chwyciła ( i jak przystało na myśliwskiego psa :p ) kurę za jej tyłek. Powyrywała jej kilka piór, w porę udało mi się jej szczęki odciągnąć. Kura na szczęście była cała i zdrowa, tylko zgubiła kilka piór, ale na pecha świadkami sytuacji byli właściciele tej kury i zaczęli wyzywać w sposób naprawdę wulgarny całą trójkę. Słyszeliśmy te brzydkie słowa z ust kobiet, co mnie totalnie zdziwiło, nie odwracając się biegłyśmy przed siebie z roztopionymi lodami. Później zastanawiałam się dlaczego większość mieszkańców tej wsi jest tak wulgarna...
Niedziela, godzina 17:30
Przed wyjazdem trzeba było wyjść na spacer. Nic ciekawego się na nim nie wydarzyło poza tym, że jedna kobieta zapytała się mnie czy Sasza to "dziewczyna", a kiedy mała zaczęła szczekać na jej jamnika, pani ta rzekła: "Kobieto, nie krzycz na moją dziewczynę" zaczęłam się śmiać, ponieważ Sasza to ta kobieta, a dziewczyna to jamnik. O osiemnastej wyjechaliśmy, nasz pobyt dobiegł końca, tylko żałowałyśmy, że nie mogłyśmy zostać tam dłużej.
Za rok w planowany jest znowu taki wyjazd, tylko na dłuższy okres. Jeżeli mieszkacie w pobliżu Piekar, Tarnowskich Gór, czy Kamesznicy dajcie znać - mogliśmy by umówić się na jakiś spacerek :)