28 maja odbyły się już nasze drugie, treningowe zawody agility. Ze względu na to, że mama nie chciała zawozić mnie, aż tak daleko (no może nie aż tak daleko, bo ponad godzinę autem) do Zabierzowa, pojechałam na miejsce wraz z panią Urszulą oraz panią Sabiną oraz z całą naszą psią ferajną. Gdyby nie te miłe panie, to na pewno nie spędziłabym tej soboty w takim super i bardzo odpowiadającym mi towarzystwie. Kiedy byłam już na liście głównej na zawodach, a zbliżała się data przelania pieniędzy moja mama powiedziała oficjalnie, że mnie nie puści (płacz, płacz i jeszcze raz płacz i wściekłość). Na szczęście po kilku dniach zadzwoniła do mnie pani Sabina z wiadomością o obozie w Czechach (na którym wszystko wskazuje, że będziemy) i spytała się, czy aby na pewno mogę jechać i że może porozmawiać z moją mamą. Oczywiście mama nie chciała rozmawiać, powiedziała NIE i koniec. Nawet nie pamiętam jak udało mi się ją przekonać do rozmowy, więc zaliczam to do cudu. Kolejną dobrą wiadomością było to, że Zuzia (pomimo zamknięcia wpłat i listy) trzymała mi miejsce. Wracając do rozmowy mojej mamy, pani Sabinie udało się ją przekonać, za co jestem bardzo wdzięczna! Gdyby nie jej poświęcenie to byłabym załamana i nie poznałabym takiej super, małopolskiej ekipy, ale o tym później.
Dzień przed zawodami był emocjonujący, pakowanie się i te sprawy. W sobotę musiałam wstać już przed piątą, aby wyjść na dwór z Sashą przed podróżą, ubrać się i porządnie zjeść, aby przed szóstą pojechać do Łazisk, ponieważ z tego miejsca miałam jechać z paniami pod Kraków. Myślałam, że dłużej pojedziemy, na miejsce dotarliśmy gdzieś po ósmej rano i byliśmy jednymi z pierwszych. Zaliczyłyśmy krótki spacer po okolicy w celu rozprostowania nóg po podróży i cierpliwie czekałyśmy na przyjazd reszty zawodników. O godzinie dziewiątej startowała klasa puppy, w której znalazła się Oliwia wraz z Lolą, choć biegały poza konkurencją, bo Lola była po operacji wypadającej rzepki w kolanie. W klasie puppy były tylko same tunele, a więc jak dla mnie torek był banalny.
Jeżeli chodzi o nasze biegi to niestety zaliczyłyśmy dwie dyskwalifikacje, głównie z moich błędów, a tak w zasadzie to trzy, bo startowałyśmy również w tuneliadzie, w której również nam nie poszło, ale to był taki bieg charytatywny. Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że startowałyśmy w klasie minus zero, a więc same hopki i tunele oraz maksymalnie 13 przeszkód. Na początku pierwszego biegu Sasha mi uciekła lecz poniekąd był to mój błąd, no nie potrzebnie biegłam z nią na początku za zabawkę. Jak tylko wyciągnęłam jej ulubione kurze łapki to od razu do mnie przybiegła. Kolejnym błędem w tym biegu było to, że przez dość dużą prędkość Sashy nie zdążyłam zmienić ręki. W drugim biegu było wszystko dobrze, gdyby nie jedna z ostatnich przeszkód - tunel. Sasha wyszła z niego, ale był to również mój błąd, bo za mało ją wołałam i oddaliłam się od niej. Tuneliada to był tylko i wyłącznie mój błąd w stu procentach. Nie zdążyłam zmienić ręki i naprowadziłam ją na inny tunel. Wszystkie te biegi mogłyśmy je powtórzyć. Oczywiście poza konkurencją i udało nam się je pobiec na czysto. Biegi te możecie obejrzeć na końcu post, w sensie na filmiku na YT.
Kolejną rzeczą jaką chciałbym się z wami podzielić to moje hardkorowo spalone plecy. Naprawdę nie spodziewałam się tak wysokich temperatur w Zabierzowie, słońce świeciło naprawdę tak ostro, że aż się dziwę Sashy, że biegała jak mała torpeda. Ja niestety nie wzięłam ze sobą żadnego kremu przeciwsłonecznego, a dopiero jak już wracaliśmy zorientowałam się jak bardzo mam spalone plecy. Nie polecam, boli jakby ktoś notorycznie palił ci plecy. Zatem rada Magdy: Pamiętajcie, aby na każde zawody brać krem! To teraz dam zdjęcie moich biednych pleców:
Podsumowując, dostałam mocnego kopa do dalszej pracy z Sashą, pełno motywacji, poznałam nowych przyjaciół, wzbogaciłam się o nowe doświadczenia, genialnie spędziłam cały dzień oraz zaliczyłam wielki agilitowy sukces z Sashą. Teraz najprawdopodobniej na najbliższych zawodach będę startowała w klasie zero. Na przełomie lipca i sierpnia wybieram się na obóz do Czech, a dzisiaj jedziemy na trening do pani Sabiny :) Tak, zdecydowanie, agility to nasz sport! Z nie cierpliwością czekamy na powtórkę w Dream Agility Team, która może odbyć się już we wrześniu. Miejmy nadzieję, że pogoda dopisze tak jak w maju i że spotkamy się w tym samym składzie. Teraz pora na kilka moich, ale i nie tylko fotek oraz filmik z zawodów.
Super, że udało Ci się przekonać mamę i mogłaś pojechać :) Teraz wiesz nad czym pracować z Sashą, trzymamy kciuki za dalsze sukcesy! A plecy to sobie na prawdę nieźle spaliłaś :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie !!! My też byłyśmy, startowalysmy, nasze pierwsze zawody i było super (nie licząc słońca).
OdpowiedzUsuńŚwietnie !!! My też byłyśmy, startowalysmy, nasze pierwsze zawody i było super (nie licząc słońca).
OdpowiedzUsuńPlecy spaliłaś nieźle, już to sobie wyobrażam jak musiało piec. No i super, że udało wam się pojechać na te zawody. Teraz jeszcze wiecie nad czym musicie popracować. Na następnych wyjdzie pewnie jeszcze lepiej :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, Biscuit Life
Świeeetne foty!
OdpowiedzUsuńWiesz, że dopiero po obejrzeniu Twojego filmiku, zrozumiałam ideę naprowadzania ręką! Także dziękuję, bo robisz to bardzo zrozumiale :D
No i fajnie, że udało Ci się przeforsować mamę, swoją drogą jeszcze trochę i nie bedziesz musiała pytać jej o zgodę na wyjście :P
To były Wasze pierwsze zawody? Ile się do nich przygotowywałyście?
OdpowiedzUsuńMy na zawody jedziemy już w sobotę, ale niestety nie jako uczestnicy, a jedynie obserwatorzy, ale podejrzewam, że i tak będzie super. :D
Nie to były nasze drugie zawody i prawie nic się nie przygotowywałyśmy hahahaha
Usuń